Ostatnia scena jest jedną z najlepszych, jakie w ogóle widziałem w życiu. Aż musiałem założyć temat. Ciekaw jestem, czy kogoś tak poruszyła i rozwaliła na łopaty (szczególnie, jeśli się w miarę zna twórczość Kaufmana). Jest to piękna symbolika, odnosząca się do hipotezy, jakoby Kaufman miał nadal żyć i sfingować swoją śmierć. W ostatniej scenie użyto jego alter ego (śpiewającego Cliftona), później kamera pokazuje Boba, co nas przekonuje, że to sam Kaufman zabawia publiczność i wciela się w Cliftona. Ale to Forman wymyślił, wow. Normalnie aż mnie ciarki przeszły. Nie-sa-mo-wi-te.